Autor: Łukasz Giergasz
Źródło: Drewno.pl
Data: 2016-05-22
Firma niezwykła. Jej produkty są otaczane nabożną czcią wśród stolarzy - profesjonalistów i pasjonatów. Konkurencja kopiowała jej rozwiązania, bo były po prostu doskonałe. Można powiedzieć - APPLE wśród producentów ręcznych narzędzi do obróbki drewna…
Nie wiecie o czym mówię? Nie, nie chodzi o to co można dzisiaj nabyć w sieciach marketów budowlanych. Mam na myśli czasy, kiedy firma Stanley Rule and Level produkowała najwyższej jakości narzędzia do „woodworkingu”.
Innowacyjność, jakość i ogromny asortyment, który zaspokajał potrzeby wszystkich rzemiosł powiązanych z obróbką drewna – od cieśli po stolarzy meblowych. I nade wszystko - rewolucyjny system klasyfikacji narzędzi, który uprościł kwestię nazewnictwa do odpowiedniej numeracji. A język matematyki jest uniwersalny. Prawda?
Ta niezwykła, złota karta w historii firmy Stanley jest praktycznie nieznana w Polsce. W pierwszej połowie XX wieku innowacyjny walec wypluwający co raz to lepsze narzędzia do i tak już przebogatej oferty, łapczywie ogarniał nowe obszary dystrybucji. U szczytu swojej potęgi - Polski ogarnąć nie zdołał. Wielka szkoda.
Katalog z 1934r. Prawie dwieście stron szaleństwa.Fot. Ł. Giergasz
Tyle historia – teraz matematyka. Stanley wprowadził systematyzację zgodnie z przeznaczeniem danego narzędzia. Skupmy się na strugach (heblach? – sami widzicie): najniższa numeracja została nadana strugom z kategorii „bench planes” – co można tłumaczyć „strugi płaszczyznowe” (do wypłaszczania obrabianej powierzchni), tak więc ze względu na długość żeliwnego odlewu korpusu numeracja jest następująca:
Dodać należy, że powyższa numeracja dotyczy najbardziej popularnych strugów z mechanizmem regulacji noża wg projektu Leonarda Baileya. W innych seriach gładzików dodawano kolejną cyfrę przed właściwą numeracją (np. seria „Bedrock” zaczynała się od „6” – czyli kolejno 601,602,603 itd.).
Co ciekawe – firma przez długi czas produkowała i sprzedawała strugi o korpusie drewnianym wyposażonym jednak w sprawdzony mechanizm Baileya – tzw. seria „Transitional” – pomimo nazwy, nie była to żadna seria „przejściowa” – strugi w pełni metalowe były produkowane równolegle. Po prostu takie było zapotrzebowanie rynku – nie wszyscy odbiorcy byli przekonani do całkowicie metalowych narzędzi.
Odpowiednia numeracja zaprowadza również porządek w niezliczonych strugach o innym przeznaczeniu – strugi do wykonywania połączeń (wyżłabiaki, felcowniki, wpustniki …), strugi wielozadaniowe, strugi o niskim kącie noża itd. Oferta kompletna.
Rzadki ptaszek: Stanley No2 – gładzik. Fot. Ł. Giergasz
Ponadto, w katalogach Stanleya można było znaleźć wszystko, co było niezbędne do stolarstwa pełną gębą: rewelacyjne dłuta, piły we wszelkim asortymencie, znaczniki, kątowniki, toporki, świdry, wiertarki ręczne i czego tylko dusza zapragnie. Firma produkowała ponadto narzędzia dedykowane różnym specjalistom: modelarzom odlewniczym, szkutnikom, budowniczym powozów (stelmachom), bednarzom. Wymyślcie sobie jakieś narzędzie i poszukajcie go w katalogu Stanleya z lat 30 ubiegłego wieku. Znajdziecie je tam z pewnością.
A potem czasy się zmieniły. Okres prosperity zakończyła II Wojna Światowa. Lata powojenne były chude (przynajmniej w Europie). Pojawiły się nowe, tańsze i łatwiejsze w transporcie materiały drewnopochodne. Powoli znikało zapotrzebowanie na ręczne narzędzia – rozpoczął się okres elektronożerców. Nowe, tanie elektronarzędzia trafiły pod strzechy…
Dzisiaj firma Stanley ma zaledwie kilka strugów ręcznych w swojej ofercie. Całkiem niedawno weszła na rynek seria Sweetheart, która miała odkurzyć przyblakłe nieco logo z okresu, w którym stylizowane serduszko pojawiało się na narzędziach tej zasłużonej marki. Swoisty łabędzi śpiew – osieroconą niszę zagospodarowały takie firmy jak Lie Nielsen, Lee Valey czy znakomity Veritas. Firmy które mniej lub bardziej nawiązują do starych, Stanleyowych konstrukcji. I oczywiście wykorzystują wprowadzoną przez Stanleya numerację.
Narzędzia z lat 70-tych XXw.Fot. Ł. Giergasz
Jestem daleki od nostalgii za minioną epoką. Nostalgia nie jest na miejscu. Mam tylko żal do losu, że Stanley nie zawitał w nasze skromne progi w okresie swojej świetności. Być może dzisiaj, dobrze zachowany No4 można było by znaleźć na każdym starym strychu i pod każdym kamieniem. Bezsprzecznie było by łatwiej o dobre narzędzia w przyzwoitych cenach. Cenach, które nota bene stale wzrastają. I niższe raczej nie będą.
Jeszcze kilka zdań na temat nazewnictwa. Anglojęzyczne nazwy strugów nie zawsze dadzą się wiernie przetłumaczyć. Polskie nazwy nie zawsze też oddają prawdziwą funkcję narzędzia np. No 5 – „Jack of all trades”. Uznaje się, że rodzimym odpowiednikiem tego narzędzia jest zdzierak, aczkolwiek sens określenia „Jack of all trades” przywodzi na myśl narzędzie bardziej uniwersalne. Tymczasem nasz rodzimy zdzierak to zwykły brutal, który ma tylko jedno zadanie – zebrać jak największą ilość materiału w jak najkrótszym czasie. No5 również i to potrafi, ale może być delikatny i precyzyjny niczym gładzik. Wystarczy zmienić ustawienia i ewentualnie trochę inaczej zaostrzyć nóż. Jest też niezłym spustnikiem ze względu na dosyć długi korpus. Takich niuansów jest więcej, lecz dokładniejsze ich rozważanie zostawmy na „kiedy indziej” (najlepiej na leniwe, niedzielne popołudnie – świetny wstęp do małej drzemki).
No148 - strug do połączeń pióro-wpustFot. Ł. Giergasz
Wszystkich, którzy dotarli ze mną aż tutaj, odsyłam do polskich internetowych zasobów informacji na temat spustników, zdzieraków, felcowników i innych, których nazwy przywodzą na myśl średniowieczne narzędzia tortur. Nie ma tego wiele, ale podstawowe informacje można znaleźć dosyć łatwo. To daje niejakie pojęcie jak bardzo różnią się narzędzia używane w naszej strefie wpływów kulturowych (wszechobecna niemczyzna) od narzędzi produkowanych przez Stanleya w jego złotym okresie.
Nie mówcie więc, że ten dzisiejszy Stanley to nie to co kiedyś. Mówcie – ten dzisiejszy Stanley, to nie to co sto lat temu! Ile dzisiejszych firm może się pochwalić taką przeszłością?
I po ostatnie – to naprawdę nie jest artykuł sponsorowany. Ja po prostu lubię Stanleya.
Łukasz Giergasz - pasjonat, który akurat był w toalecie gdy rozdawali pilarki stołowe. Wszystko chce zrobić sam - nawet farbę. Eksperymentuje i odkrywa na nowo zapomniane style budowy mebli i ręczne narzędzia do obróbki drewna wzorując się na takich mistrzach jak Roy Underhill, Paul Sellers, Curtis Buchanan… i tych niesamowitych gościach z XVIII wieku. |
Z cyklu STOLARNIA 5m2
Liczba wyświetleń: 10092
Brak komentarzy. Twój komentarz może być pierwszy.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
tartak | tarcica | meble | meble biurowe | meble kuchenne | meble sosnowe | meble tapicerowane | sklejka | płyty wiórowe | płyty pilśniowe | drewno | MDF | OSB | drewno klejone | drewno budowlane | drewno konstrukcyjne | domy drewniane | domy z drewna | drzwi | okna | schody | podłogi drewniane | parkiet | panele | stolarstwo | tartaki | palety | europalety | drewno kominkowe | drewno opałowe | pelet | pellets | brykiet | maszyny stolarskie | maszyny do obróbki drewna | narzędzia do drewna | suszarnie do drewna
drewno.pl Sp. z o.o.
ul. Podleśna 19
64-020 Głuchowo
NIP: 953-24-74-849
Copyright© 1998-2022 DREWNO.PL Sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone. Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu.